W Polsce ukazał się pierwszy tom tego wyjątkowego dzieła, który zawiera homilie z „okresów mocnych” roku liturgicznego – Adwentu, Bożego Narodzenia, Wielkiego Postu, Wielkanocy – oraz wybrane kazania na szczególne święta. Teksty przygotowali do druku bliscy współpracownicy Papieża: o. Federico Lombardi, dawny dyrektor watykańskiego Biura Prasowego, który obecnie stoi na czele watykańskiej Fundacji Joseph Ratzinger - Benedykt XVI, Luca Caruso i ks. Prał. Riccardo Bollati.
ZOBACZ KSIĄŻKĘ: BENEDYKT XVI "PAN TRZYMA NAS ZA RĘKĘ"
Pomóż w rozwoju naszego portalu

Włodzimierz Rędzioch - Jak powstała ta wyjątkowa książka?
Reklama
O. Federico Lombardi - W latach, które po rezygnacji z urzędu Benedykt XVI spędził w klasztorze Mater Ecclesiae, jego sekretarz abp Georg Gänswein, ujawnił, że Papież emeryt regularnie wygłaszał homilie podczas niedzielnych Mszy św. w prywatnej kaplicy i że wiele z jego homilii zostało nagranych przez opiekujące się nim kobiety ze stowarzyszenia „Memores Domini”. Powiedziałem mu, że jesteśmy bardzo zainteresowani tym materiałem i że bylibyśmy szczęśliwi, jeżeli by go nam udostępnił. Abp Georg nie zapomniał o tej prośbie i po śmierci Benedykta przekazał nagrania i ich wstępne transkrypcje - również te sporządzone przez „Memores Domini” - mnie oraz dyrektorowi Watykańskiej Księgarni Wydawniczej (LEV), Lorenzo Fazzini, który odpowiadał za prawa autorskie do wszelkich publikacji papieskich. Zabrałem się do pracy z wielką energią, we współpracy z Luką Caruso, który pracuje ze mną w Fundacji, oraz z ks. prałatem Riccardo Bollati z Kongregacji Nauki Wiary, znakomitym znawcą pism Ratzingera. Benedykt XVI, jak wiemy, zawsze mówił jasno i w uporządkowany sposób, a także doskonale władał językiem włoskim; jednak w tym przypadku nagrania były bardzo „amatorskie”, natomiast wstępne transkrypcje były przydatne, choć wymagały weryfikacji i korekty.
- Czy Benedykt XVI nie pozostawił tekstów pisanych tych homilii?
- Nie, Benedykt przygotowywał je, medytując nad czytaniami z kolejnych niedziel, robiąc notatki, ale nie pisząc tekstu. Dlatego praca nad zredagowaniem włoskiego tekstu – z pewnością wiernego słowom Benedykta, zrozumiałego i czytelnego, z odpowiednią interpunkcją – była długa i wymagająca. Wymagało to pracy co najmniej trzech różnych osób w ciągu ponad dwóch lat. Rezultatem jest zbiór 138 homilii wygłoszonych na przestrzeni 12 lat (niektóre z nich były wygłoszone jeszcze w trakcie jego pontyfikatu, ale podczas celebracji prywatnych). Na potrzeby publikacji postanowiliśmy uporządkować je według kalendarza liturgicznego i podzielić na dwa tomy: jeden to „okresy mocne” roku liturgicznego, opublikowany na początku 2025 roku – tom też ukazał się teraz po polsku; oraz drugi na okres zwykły, który będzie opublikowany w języku włoskim w grudniu 2025 roku.
- Jakie znaczenie ma fakt, że papież Benedykt XVI zawsze chciał wygłaszać niedzielną homilię, nawet dla bardzo niewielu uczestników Eucharystii?
Reklama
- Ten fakt doskonale wyraża jego wizję posługi kapłańskiej, która była centralna w całym jego życiu. Celebrans nie może unikać głoszenia Słowa Bożego, aby rezonowało ono w życiu wiernych, którzy jednoczą się z ofiarą Jezusa, aby Słowo i Eucharystia razem przynosiły owoce życia chrześcijańskiego. Liczba słuchaczy jest całkowicie drugorzędna w stosunku do istotnej wartości homilii.
- Ale w tym przypadku słuchacze byli szczególni: najbliżsi, osoby uważane niemal za rodzinę…
- W ciągu swojego życia kapłańskiego Joseph Ratzinger wygłosił tysiące homilii, jako ksiądz, biskup, papież, a później, po rezygnacji z urzędu, przed różnorodnymi grupami i w najróżniejszych miejscach. Nie należy jednak zapominać, że Ratzinger rzeczywiście uważał większość osób obecnych na prywatnych Mszach za „swoją rodzinę”. Członkowie ukochanej rodziny, nawet jeśli nieliczni, to ci, z którymi dzieli się najgłębsze wymiary życia. I można czuć się wtedy swobodniej w komunikowaniu tego, co jest im bliskie. Śmiem twierdzić, że uważne słuchanie tych homilii pozwala nam na nowo przeżyć ostatni etap długiej drogi Ratzingera jako kaznodziei, aż do maja 2017 r., czyli do jego 90. urodzin, a więc do momentu, gdy głos zredukowany do szeptu był jeszcze zrozumiały.
- Benedykt XVI jest powszechnie uznawany za wielkiego teologa, jednego z największych w historii, ale tu odkrywamy również wielkiego kaznodzieję...
Reklama
- Jest on autorem wielu prac teologicznych, z których niektóre stały się nawet bestsellerami, jak na przykład słynne „Wprowadzenie do chrześcijaństwa”. Dokumenty jego papieskiego magisterium również czytano z uznaniem. Powszechnie uważano go za wielkiego „profesora”, którego raczej należało czytać niż słuchać, ponieważ – w porównaniu z nim – Jan Paweł II i Franciszek nawiązali z bardzo licznymi tłumami bardziej bezpośrednią relację opartą na empatii i dialogu. Muszę jednak powiedzieć, że słuchając jego homilii podczas publicznych celebracji, stopniowo byłem nimi coraz bardziej zafascynowany, ponieważ wyrażały niezwykłą harmonijną syntezę myśli i duchowości. Nie były one skonstruowane jako dialog ze słuchaczami, lecz raczej jako przewodnik w podróży, która prowadzi nas do sedna tajemnicy Boga, Jezusa Chrystusa i Jego zbawienia.
Uświadomiłem sobie, że powołanie Ratzingera było od początku nierozerwalnie związane z kapłaństwem i teologią, powołaniem do służby Słowu Bożemu w studiowaniu i refleksji, w głoszeniu i w sakramentach. Ratzinger był zawsze zarówno kaznodzieją, jak i teologiem.
Nie można go zrozumieć bez uchwycenia jedności tych dwóch wymiarów i bez uświadomienia sobie, że styl i struktura jego przepowiadania odzwierciedlają teologiczną wizję kapłaństwa i głoszenia Ewangelii. Po tysiącach publicznych kazań – jako kapłan, biskup, papież – jego ostatnie homilie są prostsze, skromniejsze i bardziej powściągliwe, ale nie mniej wyraziste w duchu kapłańskiej posługi w celebracji tajemnicy miłości Chrystusa. Właśnie dlatego, że są „końcowe”, są szczególnie znaczące.
- Co najbardziej uderza Ojca w tych homiliach?
- Najbardziej uderza mnie w nich to, jak zawsze z całkowitą szczerością docierają do sedna jego i naszej relacji z Bogiem poprzez miłość Jezusa do nas. Wszystkie kończą się prostą modlitwą – zarówno jego, jak i naszą, prawdziwą i istotną – skierowaną do boskiego Ty.
