Reklama

Niedziela Częstochowska

Dziennikarskie Wigilie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W tamtą noc od zmroku sypał śnieg. Jezdnie błyszczały mokro, bieliły się jedynie skwery, parapety okien i gzymsy starych kamienic. Pachniało zimą, która jeszcze nie pokazała, co potrafi, jakby chciała w tę wigilijną noc być mniej surową.

Szłam ulicą Piłsudskiego w kierunku dworca PKP, zachwycając się tańcem płatków pod latarniami. Ulice były puste, co nie dziwiło, skoro cała Polska właśnie kończyła wigilijną wieczerzę. Co jakiś czas przemknęło pojedyncze auto. Przemykał spóźniony przechodzień. Dopiero bliżej szklanego gmachu dworca zauważyłam, że idą za mną jacyś ludzie. Pojedynczo, czasami w dwóch lub trzech. Suną powoli jakoś i tak niezbornie. Sami mężczyźni, sądząc po pękatości sylwetek i wzroście. Czy się nastraszyłam? Raczej nie. W tę jedną noc w roku można się nie bać. Skoro „ogień krzepnie, moc truchleje”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jedyna taka Pasterka

Na dworcu paliły się światła, a zza drzwi dochodził gwar rozmów i ciepło pomieszane z zapachem... no właśnie – czego? Samotności? Tymczasowości? Czegoś, czego normalny człowiek nie chce doświadczyć?

Reklama

Jestem dziennikarką i w tamtym roku miałam dyżur, co oznaczało, że nie spędzę Wigilii z najbliższymi. Oznaczało też, że „obsługujemy” w mieście, jak mawiają w redakcji, razem z moimi kolegami i koleżankami wszystkie spotkania dla biednych, bezdomnych, porzuconych, samotnych i niechcianych. Mnie przypadła na zakończenia dnia Pasterka dla tychże, którą sprawowano wtedy w kaplicy dworcowej o godz. 21.

Minęły lata, a ja do dziś pamiętam twarze tamtej Pasterki. Nastrój, jaki panował w małej dworcowej kaplicy, wypełnionej do cna przypadkowymi, najczęściej obcymi sobie ludźmi, których drogi na moment przecięły się tej nocy. Bo nie przyszli tylko bezdomni i samotni. Byli też podróżni, trochę ludzi z miasta i młodzi wolontariusze, którzy przywieźli samochód reklamówek z jedzeniem i świątecznym ciastem, ufundowanych najpewniej przez Caritas.

Trochę dziwna wspólnota, myślałam, przyglądając się ostatnim przygotowaniom do Mszy św. Pamiętam Józia, tak go nazywali, małego i zniszczonego wódką człowieka, który pytał tych lepiej ubranych od siebie, czy nie mógłby się u nich wykąpać. Bo jutro przecież Boże Narodzenie, wyjaśniał uparcie kolejnym odmawiającym, i nie można być brudnym w takie święto. – A duszę sobie wykąpałeś? – zapytał mężczyzna w kożuszku, co Józia najwyraźniej dotknęło, bo gniewnie odrzekł: – Pan mnie obraża. Ja człowiek wierzący jestem.

Pamiętam kobietę – młodą pewnie, ale już bez przednich zębów, wychudzoną i szarą, która śpiewała podczas Pasterki bodaj najgłośniej, rzucała się księżom do rąk, by je ucałować i żegnała się wielkim znakiem krzyża, teatralnie machając w powietrzu rękami. A potem wybiegła z rozwianym włosem w ciemną noc, jakby ją coś goniło. Nie wzięła nawet reklamówki ze świątecznym podarunkiem.

Reklama

Ciekawiło mnie, co czują ludzie, na których nikt nie czeka. Jak ona. Wyrzuceni na margines, nieradzący sobie z życiem, którym wolontariusze próbują te święta „uczłowieczyć”, ocieplić. Czy dla nich te święta, podobnie jak dla nas, mogą stać się taką stop-klatką w codzienności? Momentem wytchnienia, zatrzymania się, nie tyle relaksem dla ciała, co orzeźwieniem dla duszy.

O czym marzą ludzie bezdomni i samotni w taką noc? I przyszło mi do głowy, żeby o to zapytać, gdy już dostaną te reklamówki z jedzeniem i ciastem. Mam to zapisane na kilku kartkach. Znów mnie zdumiewa to, co czytam? W takich chwilach widać, na czym tak naprawdę nam zależy. I że tych próśb nie spełni żadna organizacja charytatywna świata. Czytam więc: „Mam syna, którego nie widziałem od lat. Teraz będzie miał koło 20 lat. Chciałbym, żeby mnie odszukał i zabrał na święta”.

„Mnie niewiele potrzeba, ze mną Pan Bóg nie ma wiele zmartwień”.

„Jakby mi dali emeryturę, to bym wrócił do rodziny. Nie wezmą mnie bez gorsza”.

„Żeby ludzie nie zawodzili, żeby nie zdradzali. Tego bym chciał”.

„Podobno moja matka mieszka gdzieś na Stradomiu. Nie pamiętam jej, uwierzysz? Myślę, że by mnie nawet za próg nie wpuściła”.

Święta noc

Znów jest Wigilia i znów mam dyżur. Na zewnątrz dla odmiany deszczowo i szaro. Mam przed sobą dwie wieczerze wigilijne w przytuliskach, co oznacza, że na swoją rodzinną znów nie zdążę.

Reklama

Na ul. Krakowskiej, gdzie mieści się schronisko dla mężczyzn, prowadzone przez Caritas, pachnie jodłą i jedzeniem. Zapach jak w domu. Wszyscy witają mnie wylewnie, wymyci, ubrani w odświętne ciuchy, nieco stremowani, bo zaraz miał przyjechać Metropolita Częstochowski. – Taki gość, sama dostojność, a siada razem z nimi do stołu, jak równy z równym – mówił z przejęciem starszy siwy mężczyzna w musztardowym swetrze. Okazuje się, że to niezwykle ważne dla bezdomnych i samotnych – żeby ich dostrzec, ale nie oceniać, nie wystawiać cenzurek. Biały opłatek w ręce abp. Stanisława Nowaka był dla nich jak biała flaga, ogłaszająca pokój, rozejm, czas, gdy jesteśmy zdolni wyłącznie do pięknych rzeczy.

W starych notatkach czytam wypowiedź Stefana o tym, że życie najbardziej doskwiera mu w czasie świąt. Normalnie boli. Bo robi wtedy rachunek sumienia za całe życie. Stefan pyta sam siebie, jak można było żyć tak, żeby po sześćdziesiątce zostać samemu jak palec. Chociaż miało się wcześniej żonę i dwie córki? Co może zostawić dzieciom? Chyba tylko radę, żeby nie były jak on. W taką noc, mówił kiedyś Stefan, człowiekowi przechodzą przed oczami wszystkie niewykorzystane okazje, wszystkie wyciągnięte do pijaka ręce, które się odtrącało. – Ale przecież już nie pijesz – pocieszyłam go wtedy. – Ciało nie pije – odpowiadał mądrze Stefan. – Ale duszę mam nadal pijacką, zdolną do złych rzeczy. Nie chcę nikogo skrzywdzić. Tutaj ma mnie na oku Pan Jezus, a jak pójdę w miasto, to różnie może być. Czasem tylko trafiam wieczorami pod nasz dom i patrzę w zapalone okna. Jak mignie jakaś sylwetka, to myślę sobie: „to mój Dominik albo moja Ewa”.

Jeden sprawiedliwy

Pamiętam też człowieka, który opowiedział mi, jak kiedyś wędrował od drzwi do drzwi, chcąc „załapać się” – jak mówił – na puste miejsce przy stole. Kobiety wynosiły mu reklamówki z ciepłym jeszcze jedzeniem, słoiki z grzybową, makowce zapakowane w pergamin. Dawno nie widział takiej ilości domowego jedzenia. Mężczyźni wciskali mu w ręce kilka banknotów, niektórzy nawet poklepywali po ramieniu, życzyli dobrych świąt. Ale nikt nie zaproponował, że go weźmie do siebie. Bo podśmierdywał”, miał podbite oko i stare ciuchy na grzbiecie. Więc nie nalegał, mówiąc szczerze, wystarczyło mu to, co dawali. Jak człowiek żyje długo na ulicy, to przestaje spodziewać się zwyczajnego dobra. Aż do tego ciemnawego zaułka między Krakowską, Stawową i Ogrodową. Ulica miała jeszcze przedwojenne kocie łby i jedną, ledwo świecącą latarnię. Zapukał w okno, skąd dochodził głośny śpiew kolęd. Jakieś „Mazowsze” czy „Śląsk”. Zobaczył za szybą twarz niemłodego mężczyzny. Tamten gestem dał znak, że ma wejść w podwórko. Ledwo zajrzał w bramę i zobaczył tego gościa – nieduży, chudy, łysawy, takie chuchro. Potem poczuł ciepło bijące z mieszkania i zapach swojskości. Na stole zauważył tylko dwa nakrycia. Mężczyzna powiedział, że niedawno zmarła mu żona i nie wytrzyma dziś samotności. – No, to jest nas dwóch – pomyślał.

Teraz, gdy siadam do świątecznego stołu, nie potrafię zapomnieć tamtych ludzi i symbolicznie łamią się z nimi opłatkiem. Żeby nie mieli więcej pustych, samotnych świąt.

2015-12-16 12:12

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W hospicjum Wigilia jest codziennie

Niedziela wrocławska 52/2017, str. IV

[ TEMATY ]

hospicjum

wigilia

Archiwum Hospicjum Bonifratrów

Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce – jest Boże Narodzenie – pisała św. Matka Teresa z Kalkuty. I wtedy, gdy wyciągasz rękę do chorego, gdy widzisz jego rozpromienioną twarz – dodaje o. Bruno Lewandowski, franciszkanin, kapelan w Hospicjum Bonifratrów – jest Boże Narodzenie

Na oddziale wciąż słychać przytłumione głosy. Ktoś słucha radia, gdzieś gra telewizor, szurają kapcie. Pani Zosia robi szalik na drutach, a pan Andrzej prosi o kupienie wafli z cytrynowym nadzieniem. Codzienne sprawy, takie jak w domu, tylko domowników jest więcej. To jest miejsce, w którym to my jesteśmy dla pacjentów, a nie oni dla nas. To jest ich dom – mówi Dominik Krzyżanowski, dyrektor Hospicjum Bonifratrów we Wrocławiu. Często to słowo tłumaczone jest jako gościniec, gdzie utrudzony wędrowiec zatrzymuje się w drodze, opatruje swoje rany i idzie dalej swoją drogą. Według nas idzie do nieba, według tych, którzy w niebo nie wierzą, idzie tam, gdzie nie musi już cierpieć. Ale przede wszystkim tworzymy dom. Wczoraj rozmawiałem z panią Wandą i ona mówi: Wie pan, już mi się myli, czy jestem w swoim domu czy w hospicjum.
CZYTAJ DALEJ

Tajemnica wizerunku Matki Bożej z Guadalupe

Wizerunek Matki Bożej z Guadalupe, obecny na indiańskim płaszczu uplecionym z włókien agawy, od prawie pięciu wieków spędza sen z powiek zatwardziałym agnostykom i wielu naukowcom. O jego tajemnicy z Ewą Kowalewską rozmawia Bernadeta Grabowska.

BERNADETA GRABOWSKA: - Czym jest acheiropoietos?
CZYTAJ DALEJ

Zmarła mama ks. Wojciecha Węgrzyniaka

2025-12-12 08:06

[ TEMATY ]

ks. Wojciech Węgrzyniak

Wojciech Węgrzyniak/Facebook

W czwartek wieczorem zmarła mama Księdza Wojciecha Węgrzyniaka. Miała 86 lat. Duchowny poinformował o śmierci we wpisie na jego profilu na Facebooku.

"W czwartek wieczorem przeszła z życia do Życia nasza mama, Wiktora Węgrzyniak, z domu Zązel, przeżywszy lat 86 i zostawiając na tym świecie spory kawałek dobrego serca.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję