Reklama

Historia

Czołgi w Powstaniu Warszawskim

W pierwszych dniach Powstania Warszawskiego żołnierze Armii Krajowej zdobyli trzy sprawne niemieckie czołgi. Dwa z nich wzięły udział w walkach, m.in. wspierały wyzwalanie obozu koncentracyjnego na ul. Gęsiej.

[ TEMATY ]

Powstanie Warszawskie

Grzegorz Jakubowski/KPRP

Ks. Krzysztof Pawlina

Ks. Krzysztof Pawlina

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W Powstaniu Warszawskim zdobyto trzy niemieckie czołgi. Drugiego dnia walk żołnierze Armii Krajowej zdobyli na Woli dwa niemieckie czołgi PzKpfw V Panther. Oba wozy – oznaczone literami WP, biało-czerwoną szachownicą, lilijką harcerską i literami GS przekreślonymi błyskawicą (emblematem Grup Szturmowych) – zostały wcielone do służby jako pluton pancerny Zgrupowania "Radosław". Było to ogromne wsparcie dla słabo uzbrojonych powstańców. Dwa dni później trzeci czołg zdobyto na Ochocie.

Dwa niemieckie czołgi zapuściły się na teren kontrolowany przez powstańców. Na ul. Okopowej jeden z nich został obrzucony granatami przeciwpancernymi przez co wpadł na stalowy słup tramwajowej sieci trakcyjnej i został unieruchomiony. Drugi czołg rozpoczął ucieczkę w przeciwną stronę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

W gazecie "Kulisy", w wydaniu z 17 sierpnia 1969 r., opublikowano wspomnienie Jerzego Ciszewskiego o zdobyciu na Woli drugiej Panthery. "Czołg pędził pustą ulicą. Kierowca miał do wyboru dwie drogi: albo skręcić w prawo w kanion wąskiej uliczki Gibalskiego, którą z jednej strony ograniczał mur cmentarza, albo jechać prosto i forsować barykadę. Ta barykada tylko pozornie zagradzała mu drogę. Wzniesiona została w pośpiechu i piętrzyła się co prawda wysoko, ale dla czołgu nie przedstawiała większej przeszkody" – wspominała 25 lat po powstaniu Jerzy Ciszewski. "Frontowy kierowca hitlerowskiego czołgu zdecydował się na szarżę na wprost ulicą Okopową. Pomiędzy barykadą a dużą narożną kamienicą pozostawione było wąskie przejście dla pieszych. Jeszcze w ostatniej sekundzie wydawało się, że Pantera skręci w wąską uliczkę, ale to był tylko manewr kierowcy. Czołg runął na barykadę. Prawa gąsienica sunęła po chodniku, natomiast lewa już miażdżyła skraj barykady. Czołg był przechylony i nieomal ocierał się o narożnik i front kamienicy. Z łatwością forsował przeszkodę. W tym samym dosłownie ułamku sekundy, kiedy Pantera wspinała się na barykadę, zdecydowałem się na atak. Nerwy napięte do ostateczności. Byłem jak zahipnotyzowany zbliżającym się błyskawicznie czołgiem" – wspominał Ciszewski.

Reklama

Dalej opisywał przebieg akcji: "do momentu podjęcia decyzji ja i moi dwaj chłopcy, podchorąży +Zmora+ i któryś z młodszych żołnierzyków, byliśmy zupełnie bezpieczni we wnęce bramy. To, co się stało teraz, trwało kilkanaście sekund. Moją +pancerną pięścią+ była powstańcza, zrobiona w konspiracji, mina, którą teraz trzymałem mocno w dłoniach. Przez pokrowiec, uszyty z grubego, brezentowego płótna, wyczuwałem kanciaste kostki trotylu i tkwiący na zewnątrz zapalnik. Wetknął mi ją osobiście do ręki na podwórzu tego domu szczupły, niewysoki oficer, chyba w stopniu kapitana, w polskim mundurze. Wyglądał na komendanta owego odcinka powstańczego frontu. Znalazłem się dosłownie oko w oko z Panterą. Nie wybiegając z bramy, rzuciłem mocno woreczek z materiałem wybuchowym, odbezpieczając zapalnik. Rzut był za silny, mina upadła nie pod gąsienice, ale kilkanaście metrów dalej. Może zrobiłem to instynktownie, bojąc się, że i my w bramie wylecimy w powietrze. Kierowca czołgu musiał widzieć padającą na bruk minę. Skręcił w prawo. Potężny huk targnął powietrzem. Pantera rozwala jak zapałki wysoki parkan, który się ciągnął wzdłuż ulicy Okopowej tuż za kamienicą, w której byliśmy. My trzej, zagubieni w lawinie tynku, cegieł, kurzu tkwiliśmy nadal w bramie. Wtedy napięte nerwy odmówiły posłuszeństwa. Trzymaliśmy się ze +Zmorą+ konwulsyjnie za ramiona, kiedy opadał ceglany pył. Przecieraliśmy oczy, oniemiali, po prostu przerażeni tym, co się stało. Nie mogłem wydobyć głosu z krtani. Za duże było przedtem napięcie i za gwałtowne teraz rozładowanie. Staliśmy w bramie, aż wyrwał nas stamtąd radosny gwar. Ktoś śpiewał +Jeszcze Polska nie zginęła...+. Wzmagały się okrzyki i spontaniczna radość".

Finał tej akcji wspominał Jerzy Ciszewski: "oto obraz, który zobaczyliśmy wybiegając z bramy: potężny zad czołgu przewieszony nad brukiem, Pantera swym wychylonym +nosem+ szturmowego działa tkwiła mocno wychylona w przód, w rozwalonej konstrukcji dachu i ścian drewnianej szopy magazynu. Pantera po prostu wpadła w +wilczy dół+! Za rozwalonym parkanem, niżej od poziomu o 1,5 metra, znajdowała się ta wielka, drewniana buda".

Wydobycie czołgu z tej pułapki zajęło powstańcom kilkanaście godzin, wszedł on do walki dopiero 4 sierpnia.

Reklama

Kolejny czołg zdobyto na Ochocie. 4 sierpnia, żołnierze z oddziału por. "Gustawa" (Andrzeja Chyczewskiego) zdobyli na ul. Kaliskiej sprawny czołg średni PzKpfw IV lub PzKpfw V Panthera, co do typu pojazdu historycy nie mają pewności. Jego kierowcą został por. Jerzy Kołodziejski "Nieczuja". Planowano użycie go w akcji przebijania się do Śródmieścia, wcześniej jednak zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. "W czasie wydawania posiłków wydarzyła się tragedia. Kilkunastoletni powstaniec, pozostawiony sam na sam z czołgiem, wsiadł do wnętrza, uruchomił silnik i po kilku niewprawnych ruchach do przodu i do tyłu pojechał w stronę ul. Grójeckiej, zajętej przez wroga. Wóz nie chciał się zatrzymać, młodociany entuzjasta broni pancernej szarpał więc wszystkie dźwignie, a gdy to nie pomogło, wyłączył silnik. W panice wyskoczył z czołgu, uruchamiając przypadkowo mechanizm spustowy załadowanego działa. Pocisk trafił w kolumnę powstańczych samochodów – zapalił jeden lecz ogień szybko ogarną sąsiednie wozy" – napisał Jan Tarczyński w książce "Pojazdy Armii Krajowej w Powstaniu Warszawskim".

Pomimo prób czołgu już nie uruchomiono, niewprawny kierowca uszkodził skrzynię biegów. Kilka dni później wóz ten zniszczyli Niemcy, podprowadzając do niego zdalnie sterowane nosiciele ładunków wybuchowych Goliath.

"Zdobycznych czołgów w powstaniu używało w walce tylko Zgrupowanie +Radosław+ na Woli. Działania czołgów były jednak ograniczone, gdyż teren opanowany przez powstańców był poprzecinany barykadami, co utrudniało przejazdy" – powiedział PAP Michał Wójciuk, z działu historycznego Muzeum Powstania Warszawskiego. "Innym problemem były szybko rozładowujące się akumulatory i brak możliwości ich ładowania. Częste uruchamianie silników czołgów powodowały szybkie wyczerpywanie baterii, a praca silników na wolnych obrotach nie zapewniała ładowania ich przez prądnice pojazdu" – dodał Wójciuk. "Mimo wszelkich trudności, w ciągu kilku dni, czołgi +Radosława+ przyczyniły się do wielu powstańczych zwycięstw" – podkreślił specjalista z MPW.

Powstańcy posiadali większy zapas amunicji działowej, ponad to, co było w czołgach, gdyż 2 sierpnia żołnierze Batalionu "Parasol" zdobyli na ul. Młynarskiej dwie niemieckie ciężarówki przewożące pociski do dział czołgowych.

Reklama

Dwa czołgi Zgrupowania "Radosław", z których utworzono pluton pancerny, wzięły aktywny udział w walkach. Pierwszym bojowym użyciem, pierwszego zdobytego czołgu, było zniszczenie, celnym strzałem z działa, stanowisko karabinu maszynowego usytuowane na wieży kościoła na terenie getta. Od wczesnych godzin porannych 4 sierpnia oba czołgi Zgrupowania "Radosław" ostrzeliwały pozycje niemieckie, a po południu wspierały natarcie na kompleks budynków w rejonie ulic Żytnia, Leszno, Gęsia. W czasie tej akcji wystrzeliły ponad 60 pocisków. 5 sierpnia jedne z czołgów uczestniczył w ataku na obóz koncentracyjny przy ulicy Gęsiej. Po zaciętej walce, w której działo czołgowe odegrało kluczową rolę, zdobyto "Gęsiówkę", uwalniając ok. 350 więźniów, głównie Żydów.

Jeden z czołgów 8 sierpnia ruszył z ul. Okopowej na ul. Karolkową, aby wesprzeć walczących powstańców. Na ul. Karolkowej został trafiony przez niemieckie działo i unieruchomiony. Załoga zdołała się uratować, ale był to koniec powstańczego szlaku bojowego tego wozu. Drugi czołg wspierał walki powstańców do 11 sierpnia, późnym popołudniem tego dnia został jednak trafiony pociskiem i unieruchomiony.

Reklama

Do opisywanych zdarzeń dowództwo Związku Walki Zbrojnej a następnie Armii Krajowej przygotowywało się już cztery lata wcześniej. Zamiar stworzenia konspiracyjnych oddziałów pancerno-motorowych powzięto w Komendzie Głównej ZWZ w połowie 1940 r. W pierwszym okresie realizacji tego planu skupiano się głównie na wywiadzie i szkoleniu. Po przemianowaniu ZWZ na Armię Krajową, w lutym 1942 r., sprawy te prowadził w Komendzie Głównej Wydział Motoryzacyjny Szefostwa Przemysłu Wojennego i Wydział Broni Szybkich Oddziału Trzeciego. Pierwszy zajmował się głównie wywiadem przemysłowym oraz tworzeniem planów przejęcia fabryk, w czasie planowanego powstania, w których można by zorganizować zaplecze dla jednostek pancernych. Wydział Broni Szybkich prowadził głównie wywiad wojskowo-techniczny w zakładach remontujących pojazdy okupanta, w tym czołgi. Zajmował się także przygotowaniem planów zbrojnego opanowania "Ursus Werke". Zakład ten miał stać się bazą sprzętową dla brygady pancernej, którą planowano sformować w Warszawie w czasie wyzwalania kraju.

W Ośrodku Pancernym, który był zalążkiem dowództwa jednostki pancernej i placówką szkoleniową, oraz w Ośrodku Motorowym Obszaru Warszawskiego AK stworzono konspiracyjną Szkołę Podchorążych Broni Pancernej, a w końcu 1942 r. Grupę Pancerno-Motorową. W skład Ośrodka wszedł także Batalion Pancerny "Golski", utworzony z żołnierzy przedwojennego 3. Batalionu Pancernego.

Motorowe jednostki Armii Krajowej tworzyły własne wydawnictwa, w tym podręczniki, instrukcje obsługi i naprawy wozów bojowych, a także regulaminy bojowe. W styczniu 1944 r. rozpoczęto również wydawanie miesięcznika "Towarzysz Pancerny", który miał trafiać do konspiracyjnych oddziałów pancernych.

Realia powstania sprawiły jednak, że wyszkoleni specjaliści nie zawsze docierali tam, gdzie ich wiedza był najbardziej potrzebna. Tak też było z Batalionem Pancernym "Golski", który jako oddział pieszy walczył w Śródmieściu, m.in. na terenie Politechniki Warszawskiej.

Autor: Tomasz Szczerbicki

szt/ dki/ mow/

2024-08-05 07:21

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zapłonął ogień na Kopcu Powstania Warszawskiego

Pod pomnikiem Polski Walczącej na Kopcu Powstania Warszawskiego uczczono pamięć o powstańcach. Podczas uroczystości rozpalono ogień, który będzie płonął nad Mokotowem przez symboliczne 63 dni.

W uroczystości wzięli udział m.in. przewodnicząca rady m.st. Warszawy Ewa Malinowska-Grupińska, zastępca prezydenta m.st. Warszawy Aldona Machnowska-Góra, przedstawiciel prezydenta RP prof. Marek Rymsza, szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych minister Lech Parell i przedstawiciel dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego Szymon Niedziela. W wydarzeniu uczestniczyli również powstańcy warszawscy: sanitariuszka pułku “Baszta” Barbara Tokarska i były żołnierz Szarych Szeregów, żołnierz Armii Krajowej, członek rady Muzeum Powstania Warszawskiego, prof. Leszek Żukowski.
CZYTAJ DALEJ

Św. kard. Karol Boromeusz - wzór pasterza

Niedziela łowicka 44/2005

[ TEMATY ]

św. Karol Boromeusz

pl.wikipedia.org

„Wszystko, co czynicie, niech się dokonuje w miłości” - mawiał św. Karol Boromeusz. Bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że w tym zdaniu wyraża się cała Ewangelia Chrystusowa. Jednocześnie stanowi ono motto życia i działalności św. Karola Boromeusza, którego Kościół liturgicznie wspomina 4 listopada.

Przyszło mu żyć w trudnych dla Kościoła czasach: zepsucia moralnego pośród duchowieństwa oraz reakcji na to zjawisko - reformacji i walki z nią. Karol Boromeusz urodził się w 1538 r. na zamku Arona w Longobardii. Ukończył studia prawnicze. Był znawcą sztuki. W wieku 23 lat, z woli swego wuja - papieża Piusa IV, na drodze nepotyzmu został kardynałem i arcybiskupem Mediolanu, lecz święcenia biskupie przyjął 2 lata później. Ta nominacja, jak się później okazało, była „błogosławioną”. Kiedy młody Karol Boromeusz zostawał kardynałem i przyjmował sakrę biskupią, w ostateczną fazę obrad wchodził Sobór Trydencki (1545-63). Wyznaczył on zdecydowany zwrot w historii świata chrześcijańskiego. Sprecyzowano wówczas liczne punkty nauki i dyscypliny, m.in. zreformowano biskupstwo, określono warunki, jakie trzeba spełnić, aby móc przyjąć święcenia, zajęto się (głównie przez polecenie tworzenia seminariów) lekceważoną często formacją kapłańską, zredagowano katechizm dla nauczania ludu Bożego, który nie był systematycznie pouczany. Sobór ten miał liczne dobroczynne skutki. Pozwolił m.in. zacieśnić więzy, jakie powinny łączyć papieża ze wszystkimi członkami Kościoła. Jednak, aby decyzje były skuteczne, trzeba je umieć wcielić w życie. Temu głównie zadaniu poświęcił życie młody kard. Boromeusz. Od momentu objęcia diecezji jego dewiza zawarła się w dwóch słowach: modlitwa i umartwienie. Mimo młodego wieku, nie brakowało mu godności. W 23. roku życia nie uległ pokusie władzy i pieniądza, żył ubogo jak mnich. Kard. Boromeusz był przykładem biskupa reformatora - takiego, jakiego pragnął Sobór. Aby uświadomić sobie ogrom zadań, jakie musiał podjąć Karol Boromeusz, trzeba wspomnieć, że jego diecezja liczyła 53 parafie, 45 kolegiat, ponad 100 klasztorów - w sumie 3352 kapłanów diecezjalnych i 2114 zakonników oraz ok. 560 tys. wiernych. Na jej terenie obsługiwano 740 szkół i 16 przytułków. Kardynał przeżył liczne konflikty z władzami świeckimi, jak i z kapłanami i zakonnikami. Jeden z mnichów chciał go nawet zabić, gdy ten modlił się w prywatnym oratorium. Kard. Boromeusz był prawdziwym pasterzem owczarni Pana, dlatego poznawał ją bardzo dokładnie. Ze skromną eskortą odbywał liczne podróże duszpasterskie. W parafiach szukał kontaktu z ludnością, godzinami sam spowiadał, głosił Słowo Boże, odprawiał Mszę św. Jego prostota i świętość pozwoliły mu zdobywać kolejne dusze.
CZYTAJ DALEJ

Antychrześcijańska promocja Łodzi

2025-11-05 10:00

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Piotr Drzewiecki

Antychrześcijańska promocja Łodzi

Antychrześcijańska promocja Łodzi

- Łódź zamieni się w miasto pełne duchów, czarownic i zombie. Po zmroku z ulicy Piotrkowskiej wyruszy Upiorna Parada Halloweenowa, która przemieni centrum w scenerię niczym z filmowego horroru – zachęcali do uczestnictwa w paradzie organizatorzy z Łódzkiego Centrum Wydarzeń, podległego Urzędowi Miasta Łodzi, którym był organizatorem wydarzenia.

Z Pasażu Schillera wystartował barwny korowód przebranych uczestników – dzieci, dorosłych oraz całych rodzin, prezentujących najbardziej pomysłowe kostiumy. Na jego czele pojawili się szczudlarze, animatorzy i DJ na mobilnej platformie muzycznej. Wszystkim towarzyszyła także Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi, która chętnie fotografowała się z przebranymi za duchy, czarownice, czy zombie uczestnikami parady. Trasa parady prowadziła głównym deptakiem miasta – ulicą Piotrkowską, zatrzymując się w dwóch punktach - w Pasażu Rubinsteina oraz na Placu Wolności. Kulminacja wydarzenia odbyła się na rynku Manufaktury, gdzie rozpoczęła się zabawa w zatytułowana „Upiorne Halloween” w rytmie muzyki i świateł. Tam też przez cały tydzień czekał Straszny Cyrk z mrocznym labiryntem grozy. Tak bawiła się Łódź w halloween…
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję